czerwca 30, 2014
Operacja na żywej tkance
Czasem sobie na to pozwalam. Rozcinam skórę
wprawnym ostrzem po rękojeść. Róża krwawi,
przykuwa uwagę brak serca w wierszu.
Odrzucony wciąż wierci w brzuchu dziurę .
Nie pozwala odetchnąć. Wyjmuję strzępy.
Rozprostowuję przykurczone kości. Są gładkie.
Nazbyt. Dorównują ścianie. Patrzą,czekają
na coś. Tego nie ma na pierwszym planie.
W sercu wciąż się dziwi na widok. Stary
jak świat. Mrówka wędruje szerokością myśli.
Ma dwa kolory zielony i czerwony. Łączę niebieskim.
Niebo jak morze wlewa się do płuc. Wystarczy
miejsca na ostatni krzyk? Ostatni ostrza ruch .
Spowszedniał. Oswojona skóra do nacinania.
Bogusława Matusiak