października 27, 2025

Krew z krwi czyli historia pewnego wiersza

 


Witam Was bardzo serdecznie

Zbliża się dzień Wszystkich Świętych. Za każdym razem zatrzymuję się na dłużej i myślę o tych, których nie ma. W tym roku również tak jest, ale jednak troszkę inaczej. Przywołałam wszystkie kobiety z mojego rodu, te, które znałam, te które poznałam tylko z opowiadań i te, które kryją się tylko pod imionami w drzewie. Zdałam sobie sprawę już jakiś czas temu, że jestem ich wypadkową. Patrząc lub słysząc różne historie dotarło do mnie, że mam w sobie siłę tych wszystkich moich prakobiet. Siłę, która wyrosła na ich bezsilności tkwienia w życiu pełnym stereotypów. Walczyłam w ich imieniu, bo one nie mogły, nie potrafiły wyrwać się ze szponów tradycji, głęboko zakorzenionej w świadomości społeczeństwa i czasów w jakich dane im było żyć. Dlaczego? bo bardzo często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nasze poczynania, nasze wybory, decyzje częściowo zapisane są w genach. Łatwo jest z tym pogodzić się, kiedy nasze wspomnienia i doświadczenia są dobre. Gorzej jest, kiedy zdajemy sobie sprawę, że życie naszych przodkiń nie należały do dobrych. 

Początki mojego przeobrażania i walki zaczęły się od wielkiego gniewu, potem przeszłam proces pogodzenia się a na końcu wdzięczność i szacunek.

Co do tego wszystkiego ma wiersz?

Jakiś czas temu brałam udział w kręgu słuchania wierszy. Prowadziła go moja koleżanka po piórze. Słuchałam jak czyta swój wiersz, rozłożyłam go sobie na części i wiedziałam, że jestem gotowa na to odpowiedzieć swoimi wersami. Dlaczego nie wcześniej? Być może dlatego, że wtedy nie był ten czas. Był czas walki a nie pisania. Teraz tak. To był właściwy moment, kiedy wiem, że przełamałam te stereotypy, w których tkwiły moje prakobiety. Skąd to wiem? Stąd, że moje życie było i jest szczęśliwe. Życie mojej córki również a na horyzoncie rośnie najmłodsza przedstawicielka rodu. 

Czy było warto walczyć? Tak. Dla moich pra, dla mnie i kolejnych kobiecych ogniw w rodzie.


krew z krwi (czas traci znaczenie)

dla wszystkich moich kobiet pra


w moich żyłach płynie wasza krew

wszystko co kiedyś się wydarzyło

czy tego chcę czy nie chcę jest moje

słowa myśli codzienne gesty

w milczeniu niedopowiedziana reszta

i słony smak łez w chwili buntu

na bezsilność wobec


w moich oczach zbierają się wtedy chmury

cierpkie wersy zaczepione na wargach

przetrawione w moim gniewnym ja

więc wstaję i wyrzucam je na światło dzienne


walczę za was przełamując tradycję 

stereotypy wpisane w pokolenia moich pra

w ich imieniu krzyczę stop temu co w genach

z rozmysłem depczę ogniska zła

mocą wyrosłą z waszych nabrzmiałych ciszą dni

pokonałam w sobie złość

 

narodziło się zrozumienie i wdzięczność

za każdy wasz oddech spracowane dłonie

wszystkie dni wpisane w kiedyś


teraz idę bez strachu bo jestem mocna

waszą niezawinioną bezsilnością 

przecieram nowe ścieżki

dla kolejnych kobiecych ogniw w rodzie

bo ktoś musiał to zrobić dla was i dla nas 


Obraz z AI

Pozdrawiam Was ciepło i życzę dobrego tygodnia.

16 komentarzy:

  1. Bardzo mądry i na czasie tekst, bardzo poruszający wiersz.
    Masz rację, warto porozmyślać o kobietach, które przetarły nam szlaki.
    Czasem , patrząc na życie moich babć i ciotek zastanawiam się, czy byłabym w stanie tyle znieść, wytrwać i jeszcze poczuć szczęście na koniec.
    Z czasem widuje tez u siebie cechy mojej mamy, choć zawsze myślałam, że bliżej mi do ojca...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mnie cieszy, że tyle refleksji wzbudził i tekst wpisu i wiersz.
      To prawda, one przecierały szlak dla nas.

      Usuń
  2. Każde ważne słowo i wiersz rodzi się w odpowiednim momencie. Myślę, że naszym pra należy się wspomnienie, modlitwa, ciche westchnienie albo wiersz w zależności od tego co jesteśmy w stanie im ofiarować. Kiedy myślę o moich babciach, o tym jak bezlitosne było dla nich życie, zastanawiam się, jak to się stało, że one to przetrwały. W moim życiu pokonałam wiele zakrętów, lecz zawsze miałam w sobie siłę, aby stanąć twarzą w twarz z problemami i wyjść na prostą. Może to geny a może świadomość, że nasze życie w porównaniu z tym co one przechodziły, ma się tak jak bieg na sto metrów w porównaniu do ultramaratonu. Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za każde słowo Twojej refleksji i za tę siłę, którą w sobie miałaś i masz nadal. Ta świadomość pomaga nam, by iść nowym, tylko naszym wytyczonym szlakiem życia.
      Serdecznie pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Twoje słowa są jak pomost między pokoleniami kobiet, które były przed nami, a pokoleniami, które dopiero nadejdą.
    Wzrusza mnie poczucie wdzięczności i siły wyrosłej z bólu, ale już przepracowanej w spokój i świadomość.
    To piękne świadectwo kobiecego dziedzictwa i odwagi, by przerwać milczenie pokoleń.
    Pozdrawiam serdecznie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję!
      Bardzo ważne jest by sobie to uświadomić, przerwać złe nitki przemilczania, wtedy jest o wiele łatwiej z tym żyć i iść do przodu.
      Serdecznie pozdrawiam :)

      Usuń
  4. PIękny wiersz. Ktoś musi być prowodyrką, żeby żyło się lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Z czasem widzimy więcej, rozumiemy lepiej, jesteśmy w stanie dotrzeć do większej ilości wniosków. To tak jakby bardziej otworzyć oczy mimo że przecież wcale nie były przymknięte...
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Do tego by bardziej otworzyć oczy i zobaczyć potrzeba czasu. Ten działał na moją korzyść.
      Dziękuję i serdecznie pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Wiersz bardzo poruszający.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bogusiu! Piękny, poruszający wiersz. Wszystkie kobiety z Twojego rodu miały życie trudne. Ty szczęśliwie przełamałaś te stereotypy.
    Serdecznie Cię pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Łucjo. To prawda, udało mi się, chociaż wcale to nie było takie proste.
      Dziękuję i serdeczności przesyłam :)

      Usuń
  8. Jestem pod wrażeniem. :)

    Ja niestety uważam nieco inaczej - też jestem wypadkową, ale niestety wszystkich traum pokoleniowych. Moi rodzice, ofiary ofiar drugiej wojny światowej i ja, owoc ich miłości - schizofreniczka... Swoje geny zabieram tam gdzie ich miejsce - do ziemi, ale już nie w konsekwencji świadomego czynu, tylko dopiero wtedy, gdy przyjdzie na to pora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, są pewne sfery, których nie da się do końca "przerobić", niestety... Pozdrawiam serdecznie

      Usuń

Copyright © W moim jaśminowym zaciszu , Blogger