Krew z krwi czyli historia pewnego wiersza

 


Witam Was bardzo serdecznie

Zbliża się dzień Wszystkich Świętych. Za każdym razem zatrzymuję się na dłużej i myślę o tych, których nie ma. W tym roku również tak jest, ale jednak troszkę inaczej. Przywołałam wszystkie kobiety z mojego rodu, te, które znałam, te które poznałam tylko z opowiadań i te, które kryją się tylko pod imionami w drzewie. Zdałam sobie sprawę już jakiś czas temu, że jestem ich wypadkową. Patrząc lub słysząc różne historie dotarło do mnie, że mam w sobie siłę tych wszystkich moich prakobiet. Siłę, która wyrosła na ich bezsilności tkwienia w życiu pełnym stereotypów. Walczyłam w ich imieniu, bo one nie mogły, nie potrafiły wyrwać się ze szponów tradycji, głęboko zakorzenionej w świadomości społeczeństwa i czasów w jakich dane im było żyć. Dlaczego? bo bardzo często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nasze poczynania, nasze wybory, decyzje częściowo zapisane są w genach. Łatwo jest z tym pogodzić się, kiedy nasze wspomnienia i doświadczenia są dobre. Gorzej jest, kiedy zdajemy sobie sprawę, że życie naszych przodkiń nie należały do dobrych. 

Początki mojego przeobrażania i walki zaczęły się od wielkiego gniewu, potem przeszłam proces pogodzenia się a na końcu wdzięczność i szacunek.

Co do tego wszystkiego ma wiersz?

Jakiś czas temu brałam udział w kręgu słuchania wierszy. Prowadziła go moja koleżanka po piórze. Słuchałam jak czyta swój wiersz, rozłożyłam go sobie na części i wiedziałam, że jestem gotowa na to odpowiedzieć swoimi wersami. Dlaczego nie wcześniej? Być może dlatego, że wtedy nie był ten czas. Był czas walki a nie pisania. Teraz tak. To był właściwy moment, kiedy wiem, że przełamałam te stereotypy, w których tkwiły moje prakobiety. Skąd to wiem? Stąd, że moje życie było i jest szczęśliwe. Życie mojej córki również a na horyzoncie rośnie najmłodsza przedstawicielka rodu. 

Czy było warto walczyć? Tak. Dla moich pra, dla mnie i kolejnych kobiecych ogniw w rodzie.


krew z krwi (czas traci znaczenie)

dla wszystkich moich kobiet pra


w moich żyłach płynie wasza krew

wszystko co kiedyś się wydarzyło

czy tego chcę czy nie chcę jest moje

słowa myśli codzienne gesty

w milczeniu niedopowiedziana reszta

i słony smak łez w chwili buntu

na bezsilność wobec


w moich oczach zbierają się wtedy chmury

cierpkie wersy zaczepione na wargach

przetrawione w moim gniewnym ja

więc wstaję i wyrzucam je na światło dzienne


walczę za was przełamując tradycję 

stereotypy wpisane w pokolenia moich pra

w ich imieniu krzyczę stop temu co w genach

z rozmysłem depczę ogniska zła

mocą wyrosłą z waszych nabrzmiałych ciszą dni

pokonałam w sobie złość

 

narodziło się zrozumienie i wdzięczność

za każdy wasz oddech spracowane dłonie

wszystkie dni wpisane w kiedyś


teraz idę bez strachu bo jestem mocna

waszą niezawinioną bezsilnością 

przecieram nowe ścieżki

dla kolejnych kobiecych ogniw w rodzie

bo ktoś musiał to zrobić dla was i dla nas 


Obraz z AI

Pozdrawiam Was ciepło i życzę dobrego tygodnia.

Zobacz również:

1 Dodaj komentarz

  1. Bardzo mądry i na czasie tekst, bardzo poruszający wiersz.
    Masz rację, warto porozmyślać o kobietach, które przetarły nam szlaki.
    Czasem , patrząc na życie moich babć i ciotek zastanawiam się, czy byłabym w stanie tyle znieść, wytrwać i jeszcze poczuć szczęście na koniec.
    Z czasem widuje tez u siebie cechy mojej mamy, choć zawsze myślałam, że bliżej mi do ojca...

    OdpowiedzUsuń